Są takie chwile, których konsekwencje przeżycia, zaznaczają
ślad w naszej psychice, które powodują zamieszanie, rodzą pytania, stają się
motywatorem.
Bywa, że „zwykła” książka staje się takim huraganem, siejącym
wspomniane zamieszanie, wzniecającym przeróżne uczucia, aby w ostateczności
pozostawić nas z nieopisanym bałaganem w myślach, który musisz oczywiście posprzątać.
Książka Torey L. Hayden „Dziecko” wpadła w moje ręce zupełnie
przypadkiem, kiedy przeglądałam sypialnianą biblioteczkę mojej teściowej.
Pomyślałam wtedy, że książka dodana do gazety w kiosku będzie zapewne kolejną „mydlaną operą”, coś jednak mnie w niej zaciekawiło, do tej
pory nie wiem co to było, ale sądzę, że pewne rzeczy, przypadki i sytuacje w
naszym życiu mają swój cel. Pożyczyłam ją, nim jednak po nią sięgnęłam,
przeczekała kilka tygodni na stosie innych książek do przeczytania.
Historia, oparta jest na
faktach a po przeczytani jej ciężko pozbierać myśli i uświadomić sobie, że tyle
zła może dotknąć jedno, bezbronne dziecko.
Mała Sheila to sześcioletnia dziewczynka, którą matka porzuciła
na autostradzie, a ojciec, obwiniając ją o odejście
partnerki nie darzył jej żadnym pozytywnym uczuciem. Po incydencie,
kiedy Sheila podpaliła małego chłopca, trafia na przetrzymanie do klasy, w
której każdy z uczniów borykał się z ogromnymi problemami. Torey, nauczycielka
z wieloletnim doświadczeniem przyjmuje drobną, zbuntowaną dziewczynkę, dla
której agresja jest jedyną drogą wyrażania swoich potrzeb oraz lęków. Właśnie w
tym momencie zaczyna się najpiękniejsza część całej historii, nie będę jej do
końca zdradzała, aby pozostawić wam odkrywanie losów bohaterów. Ale co
najważniejsze Torey nie przekreśla uczennicy, która każdego dnia daje
pracownikom i pozostałym dzieciom wiele powodów do smutku i złości, wie, że pod
twardym pancerzem złości i nienawiści do świata, Sheila kryje w sobie cudowne
dziecko, które potrzebuje pomocy. Ta wzruszająca
historia, pięknie opisuje, że dziecko skreślone przez swoich
rodziców, otoczenie, z łatką dziecka niereformowalnego przypiętą przez system,
odkrywa w sobie cząstkę po cząstce, kawałek po kawałku, dobro, ponieważ ono
drzemie w każdej małej istocie. Ta historia ponownie przypomniała mi sens dla
którego wybrałam studia Pedagogiczne, przypomniała mi, że wychowanie to wpływanie na drugiego człowieka. Bycie pedagogiem
czy rodzicem to ogromna, bardzo ważna misja, często okraszona dużą ilością cierpienia, ale czy jeden uśmiech, jedno słowo,
jedno przytulenie nie znaczy więcej niż tysiąc niewypowiedzianych słów?
Dla rodziców, pedagogów/nauczycieli najcudowniejszą nagrodą za trud
włożony w wychowanie jest postęp dziecka. Od nas zależy jego start w życie, postrzeganie
świata i nastawienie do niego, zadbajmy o to, by
potrafił iść przez życie z uśmiechem na twarzy!
Życzę każdemu z was, kto sięgnie po tą książkę, aby nauczycielka
Torey stała się inspiracją, bo warto
walczyć o każde dziecko, szczególnie o te, które większość spisała na straty!
_________________________________________________________________________
Izabela Sobczak - absolwentka Uniwersytetu Śląskiego. Miłośniczka książek, zwierząt i terapii, które dzięki nim są prowadzone.